Temat filtrów przeciwsłonecznych może i po czasie, ale wciąż moim zdaniem godny uwagi. :)
Filtrami na dobre zainteresowałam się stosując kwasy, jednak wyrobiło to całkiem pozytywny nawyk ich stosowania.
Dziś pod lupą filtr Loreala, którego raczej próżno szukać na półkach drogeryjnych, przynajmniej ja go widziałam dotychczas jedynie w internetach.
Zamówiłam go już jakiś czas temu w sklepie internetowym, za niewygórowaną cenę. Ręki uciąć nie dam, ale kosztował w granicach 10-15zł.
SPF 50 to nie mało, jednak przy kuracjach dermatologicznych wymagających używania ochrony ten produkt wydaje się być dobry.
Ma fajną, lekką formułę. Nie pozostawia lepkości i tłustości typowej dla tak wysokich filtrów jak np. Ziaja.
Brak tłustej warstwy i jego satynowe wykończenie sprawia, że nałożenie go nie przeraża, w szczególności cery tłustej ;) Po paru godzinach zaczyna się świecić. Jest to jednak parę godzin a nie efekt natychmiastowy, mnie to satysfakcjonuje. :)
Sam filtr ma delikatnie żółtawy kolor podobnie jak Ziaja SPF50 i niestety słabą wydajność. Opakowanie to tylko 30ml, czyli tyle samo co standardowy podkład.
I o ile 30ml podkładu to wystarczająco na jakiś czas, ten filtr nie zostanie na naszej toaletce zbyt długo. Jeżeli stosujemy się do wskazówek, na twarz powinniśmy nakładać ok 1,5 - 1,8 ml produktu. Łatwo policzyć, że starczy nam na ok. 20 aplikacji. Szału nie ma... ale z drugiej strony, cena nie stanowi bariery w tym przypadku.
Ten kremu koło kremów z filtrem nawet nie stał :) Miałam - pod względem ochrony nic nie dawała. Mimo prawidłowej aplikacji - nowych piegusów cała masa. Wolę iwostin 50+ :)
OdpowiedzUsuńnie mam tendencji do takich zmian, może dlatego uznałam go za po prostu spełniający swoją funkcję - fakt, nie stosowałam latem, może wtedy moja opinia byłaby nieco inna :)
UsuńNie używałam nigdy takich rzeczy.
OdpowiedzUsuń